SZKOLNE KOŁO KRAJOZNAWCZO-TURYSTYCZNE "KRETY"

SKKT "Krety" działa od 14 października 2009 roku. Wcześniej działało jako Koło Turystyczne.

Opiekunem koła jest mgr Mariola Szymańska-Kukuczka

 

Rok szkolny 2014/2015

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (09-09-2015, 05:17:37), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Wreszcie  udało się zorganizować czterodniową wyprawę w góry (24-27 sierpnia), czyli naszą turystyczną maturę.

Zaliczyliśmy cały szlak czerwony ciągnący się od Jordanowa do Węgierskiej Górki (Polica, Babia Góra, Pilsko, Rysianka). Chociaż były chęci, by iść dalej na Baranią Górę i do Wisły czy Ustronia, to jednak upał dawał się we znaki i w Węgierskiej Górce właściwie zakończyliśmy wyprawę. W  jednym  ciągu przeszliśmy 82-92km. Było ciężko, gdyż szliśmy z pełnymi plecakami z jedzeniem, piciem i śpiworami. Najczęściej  nie licząc  pierwszego  i  ostatniego  dnia) zaczynaliśmy trasę od śniadania w schronisku, szliśmy cały dzień nie spotykając zabudowań i dopiero pod wieczór spotykaliśmy drugie schronisko, gdzie jedliśmy posiłek i szliśmy spać.  Nie było problemów z ciszą nocną, gdyż właściwie o 21.00 wszyscy byli w śpiworach a o 6.00 już zaczynała się pobudka.

W pierwszy dzień, upał i ciężkie plecaki wykończyły wszystkich i na Hali Krupowej na kolację jedynie zamówiliśmy herbatę i wrzątek, by jak najwięcej naszych zapasów zostało skonsumowanych. Schronisko było skromne, ale miało swój klimat. Na śniadanie też wyjadaliśmy nasze zapasy, gdyż czekała nas ostra wyprawa na Babią Górę. Szło się dość ciężko (przeszliśmy tylko 17,5km) gdyż od 12.00 zaczął padać drobny deszcz. Deszcz nie był dla nas przeszkodą, ale mgła i bardzo silny zimny wiatr powodował, że szybko wchodziliśmy na 1725m – Babią G. Nawet dla tych co byli już na większych wysokościach, ta góra dała się we znaki. Schronisko na Markowych Szczawinach zaskoczyło nas wysokim hotelowym standardem . Zjedliśmy ciepłą obiadokolację i zajęliśmy się ładowaniem telefonów i sprawdzaniem przez wi-fi wiadomości. Nocowaliśmy w pokoju z sympatyczną parą studentów z Cieszyna  oraz innymi prawdziwymi turystami. Rano wstaliśmy już przed 6.00, gdyż grupa inicjatywna szła na Jałowiec i przed 7.00 wyszli na trasę. Zjedliśmy śniadanie w turystycznej kuchni (własne zapasy) i o 8.00 pozostali ruszyli na główny szlak beskidzki –czerwony. Tego dnia zrobiliśmy najdłuższą trasę od 24- 30km. Po  drodze  zatrzymaliśmy  się  w  bazie  studenckiej  na Głuchaczkach  (solidny posiłek) na przełęczy Glinka (przejście graniczne) i doszliśmy do wypasionego schroniska na  Hali  Miziowej.  Po  drodze  często zatrzymywaliśmy się, by posilić się ostrężynami i borówkami. W schronisku planowaliśmy dalszą drogę do Ustronia, który ze szczytu Pilska pięknie majaczył nam w oddali. Tego dnia dopisała nam pogoda i przez całą drogę podziwialiśmy piękne krajobrazy. W czwartek 27.08.15 panią Mariolę przywitało gromkie 100-lat i po wyjedzeniu na śniadaniu wszystkich większych zapasów (chleb, zupki i słodkie chwile, gdyż konserw i pasztetów młodzież nie chciała jeść) wyruszyliśmy na  22km trasę.  Droga nie miała większych podejść i właściwie była w dół, ale schodząc zwiększał się upał i dlatego było ciężko. Po drodze zaliczyliśmy dwa schroniska, ale w drugim (Słowiance), gdzie planowaliśmy konkretny obiad kuchnia okazała się być zamknięta i musieliśmy głodni iść dalej. Na szczęście na Abramowie w stacji Agroturystycznej mogliśmy zjeść kotlety, zapiekanki i pizzę, ale chyba wyjadliśmy wszystkie zapasy. Dla ochłody były lody i zadowolenia poszliśmy do Węgierskiej Górki. Tutaj na dole skwar dawał nam się we znaki i dlatego zdecydowaliśmy, że kończymy wyprawę i przy bunkrach czekaliśmy na auta.

Nasza grupka łącznie liczyła 8 osób, członków SKKT PTTK „KRETY” w tym czterech absolwentów a wśród nich Krzysztof Bułka, Maksymilian Balewski, Paweł Pinkas, Wiktoria Kukuczka. Wszyscy robili trasę na brązową odznakę Głównego Szlaku Beskidzkiego (niektórym brakuje zapisanego wejścia  na Równicę i podejście na Baranią od strony Salmopola) oraz Wiktoria na Dużą Brązową. Ona musi jeszcze przejść kolejne cztery dni.

Wycieczka chociaż trudna to jednak bardzo udana. Kolejna czterodniówka będzie od Jordanowa przez Gorce, Pieniny do Krynicy, lub w Bieszczady, ale chyba dopiero za dwa lub trzy lata. Z turystycznym pozdrowieniem.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (17-06-2015, 05:44:24), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Ta wycieczka była naprawdę wymagająca. W sobotę i niedzielę (6 i 7 czerwca) była piękna słoneczna pogoda, co przy długich marszach nie jest zbyt dobre, gdyż wtedy szybko się męczymy i dużo pijemy. Rano w sobotę dojechaliśmy do Starych Hamrów na Gruń, czyli do hotelu Charbulak. Mieliśmy problem z poznaniem tego odnowionego obiektu. Podbiliśmy książeczki, nieco się posililiśmy i wyruszyliśmy na Biały Krzyż, zatrzymując się przy kościółku i głazie meteorytu.

Pięć kilometrów szliśmy we wspaniałych humorach po równej drodze rowerowej. Kolejne pięć kilometrów to już turystyka górska, ale wejście na  1060 m Małego Połomu nie było trudne. Tutaj okazało się, że pani Kukuczka się pomyliła odczytując wytartą  mapę i mieliśmy do przejścia do schroniska ponad 12 km. Trasa od Małego do Wielkiego Połomu była wyczerpująca. Przejścia przez potoki były poniszczone, wszędzie było pełno błota, a na szlaku trzeba było ciągle omijać lub przeskakiwać zwalone drzewa. Zmęczeni po ponad 8 godzinach marszu (po 18.00) dotarliśmy do schroniska „Severka” i chociaż jest ono jeszcze rozbudowywane, to mogliśmy skorzystać z jego atrakcji, czyli basenu (na saunę nikt nie miał ochoty). Rozlokowaliśmy się, kolację zaplanowaliśmy na 19.30 i szybko wskoczyliśmy do wody, by zmęczone mięśnie mogły się rozluźnić. Po smacznej i obfitej  kolacji jedni poszli ponownie do wody lub bawili się na polu (był piękny zachód słońca), a inni oglądali mecz piłki nożnej. Między 22.00 a 23.00 (mecz) wszyscy poszli spać do swoich pokojów.

Ciekawie zapowiadał się drugi dzień. Nie było możliwości zjazdu busem do Łomnej, chociaż pisało o takiej możliwości na stronie schroniska, przejście na piechotę do kościoła do Górnej Łomnej częściowo pokonując drogę z dnia poprzedniego (8 km) było raczej niemożliwe, gdyż  zmęczenie było duże. Obsługa poradziła nam zejście do Dolnej Łomnej. Miła pani z bufetu powiedziała, że po zejściu trasą narciarską zjazdową (1km) będziemy mieli pół godziny do autobusu. Patrząc na mapę wiedziałam, że jest to niemożliwe. Zarezerwowałam na przejście 1 godz. i 20 min. Rano o 7.30 było śniadanko, później chwila relaksu w baseniku, pakowanie i przed 9.00 wyruszyliśmy na autobus o 10.20. Śpiesząc się zapomnieliśmy o chłodzących się czekoladach. Grupa inicjatywna (Krzyś i Max) wzorem dnia poprzedniego szybko zeszła na dół, ale pozostali szli dość wolno (kontuzja kolana). To spowodowało, że nie wszyscy dotarli na przystanek na określoną godzinę. Sam autobus miał 15 min. spóźnienia  i był przepełniony, więc nie wziąłby nas wszystkich. Dlatego mino chęci musieliśmy z kościoła zrezygnować i czekaliśmy na naszą drugą (9 osobową) grupę i ich auta. Dojechali o 11.00 i zabierając się grupkami  przejechaliśmy 5km do Górnej Łomnej do niebieskiego szlaku.

Wyjście na Kamenity nie było takie ciężkie, a kolejny etap marszu na Slavic był bardzo spokojnym spacerkiem. Przy schroniskach zatrzymywaliśmy się na posiłki, odpoczynek i uzupełnianie książeczek. Trasa była przyjemna i pomimo zmęczenia (grupa dwudniowa pokonała ponad 40 km) i kłopotów z marudami, którzy nie rozumieli, że nie wolno bawić się niebezpiecznymi patykami, już o godz. 17.00 byliśmy na dole i czekaliśmy na autobus. Pod koniec pieszej wędrówki Neomi spotkała miła niespodzianka, gdyż jej rodzice z rodzeństwem wyszli przed nas na trasę i spotkaliśmy się na szlaku.

Tak zaprawieni w górskich wędrówkach jesteśmy przygotowani do wakacji i mam nadzieję, że wiele osób razem z rodzicami wybierze się do wymaganych punktów w międzynarodowej książeczce i wiele dzieci zdobędzie kolejne odznaki. Na jesień planuję wycieczkę na Groń JPII, Bystrzycę – Vychylovkę i Sulov.  Dziękuję za udział w wycieczkach i do zobaczenia na szlakach.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (26-05-2015, 07:07:12), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

22 maja pogoda nam nie przeszkodziła i chociaż było pochmurnie, to poszliśmy Szlakiem Spacerowym J. Kukuczki (7 km). W zeszłym roku z racji ulewnych deszczy odwołałam nasze uczestnictwo. Ponieważ obawiałam się pogody, więc trochę mniej niż zwykle przygotowaliśmy się do rywalizacji rajdowych. Nie było chętnych do wykonania prac plastycznych, nie mieliśmy jednakowych elementów stroju (np. czapeczek lub bluzek), nie mieliśmy  swojego  transparentu,  zbyt mało uczestniczyliśmy w konkursach śpiewu  lub tańca, było nas 29 osób (dzieci), a to najmniej korzystna ilość i dlatego nawet punkty zdobyte w konkursie wiedzy o Jerzym Kukuczce (przez Angelikę Bury) nie wpłynęły na  oceną całej naszej grupy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku lepiej się przygotujemy i przywieziemy nie tylko dyplom, ale i nagrodę. W tym roku najważniejsze dla nas było zwiedzenie izby pamięci Jerzego Kukuczki oraz przejście trasami turystycznymi. Nie były one trudne,  gdyż naszą grupę w ilości 15 dzieci stanowili uczniowie klas I – III,  z których 2 osoby były po raz pierwszy na wycieczce.  Również wycieczka ta była sukcesem dla Konrada Armaty, który po raz drugi uczestniczył w wędrówkach koła turystycznego oraz dla Julii Cieślar, która mając stan zapalny (nie wiedziała o nim) przeszła te kilka kilometrów. Dzieci otrzymały pamiątkowe odznaki, bigos, herbatkę i drobne ciasteczka. Brały udział w workowych i narciarskich zawodach oraz próbach strzelania z łuku do tarczy. Ogólnie była to łatwa i miła wycieczka, a gdy przyjechał po nas autobus, to spotkała nas kolejna niespodzianka. Mianowicie w grupie kilkunastu osób - gimnazjalistów wracających z Rajczy spotkaliśmy trójkę naszych zeszłorocznych absolwentów. Cieszy fakt, że kontynuują wędrówki turystyczne i miejmy nadzieję, że obecni uczniowie też będą pasjonatami turystyki.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (18-05-2015, 12:58:27), zdjęcia: R. Raszyk

Wreszcie wiosenna wycieczka (9 maja) z pogodą typową dla wiosny, czyli wcześnie  rano padał deszcz, na wycieczce była ładna pogoda , a wieczorem znowu popadało. Ponieważ uczestniczyliśmy w Rajdzie „Przywitanie Wiosny”, więc trasa nie była zbyt długa, gdyż  nasi  zawodnicy  musieli  dojść  odpowiednio wcześnie do mety i wziąć udział w konkursie. Na Czantorię wjechaliśmy wyciągiem. Dzieci miały za darmo, a dorośli opłacili bilet. Oczywiście mamy w swoim gronie turystów, którzy weszli na górę piechotą. Ambitna Neomi Grabiec razem z tatą jeszcze przed naszym przyjazdem weszła na polanę Stokłosica. Po  przeszkoleniu odnośnie kleszczy ruszyliśmy na górską wycieczkę. Po drodze  robiliśmy kilka przerw na podbicie pieczątek, na śniadanko, na postój celem podziwiania widoków. Spokojnie około 11.15 obydwie grupy dotarły na metę na Soszowie. Chociaż było nas mnóstwo (37 dzieci – i tyle biletów wpisowych, 11 rodziców i dwoje nauczycieli), to pucharu tym razem nie zdobyliśmy,  gdyż uwzględniono tylko dzieci.  Ponieważ dzieci nie chcą jeść kiełbasek, dlatego dla dorosłych nie wykupuję wpisowego (7zł), gdyż ktoś musi zjeść zamówione jedzenie. Drugą przyczyną nie zapisywania dorosłych jest fakt, że nie zawsze zgłoszone dzieci wpłacają  i przychodzą na wycieczkę, co w przypadku ich nieobecności generuje dodatkowe koszty za przejazd, wpisowe i dlatego dorośli uzupełniają nieobecności dzieci. W tym rajdzie była ilość dzieci zgodna z zapisami, ale troje dzieci o rajdzie zapomniało, a dodatkowo troje uczestników przyszło z rodzeństwem. Ilość przeszła w jakość i tym razem Krzysztof Bułka zdobył w konkursie wiedzy turystycznej pierwsze miejsce w skali powiatu, gdyż wygrał z przedstawicielami  szkół z całego powiatu cieszyńskiego. Karolinka Stanna dopiero przymierza się do konkursu i zapoznaje z zagadnieniami. Pytania były bardzo trudne, ale jak ktoś tak jak Krzysztof ma tyle tras turystycznych w nogach, to nie ma dla niego szczytów nie do zdobycia.

Pozostałe dzieci po posiłku bawiły się piłkami, przeciąganiem liny, a dorośli uzupełniali książeczki dzieci, podbijali je i w efekcie uzyskamy kolejne 11 odznak turystycznych. Po wręczaniu pucharów i nagród zeszliśmy szlakiem niebieskim do Jawornika mając na widoku od czasu do czasu dom Pani Marioli Kukuczki. Z kierownikiem wycieczki P. Rajmundem Raszykiem szybko około 14.20 dzieci dotarły do Nierodzimia.  Był po wycieczce czas na inne atrakcje. Kolejny rajd 22 maja.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (08-05-2015, 05:52:24), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Pogoda dopisała i wycieczka na Czantorię (5 maja), która była też akcją sprzątania tras turystycznych naprawdę się udała. W wycieczce tradycyjnie brali udział uczniowie z klas V i VI - była to nagroda za aktywne uczestniczenie w wycieczkach i wyprawach na nartach organizowanych przez szkołę  i SKKT „Krety”. Dzieci w ramach 10zł miały zapewniony przejazd na Polanę i drogę powrotną, wyjazd i zjazd wyciągiem Czantoria, dwa zjazdy saneczkami, kiełbasę, herbatę i znaczki okolicznościowe. W zamian miały nauczyć się dbać o środowisko i czystość szlaków górskich, posprzątać trasę  od wyciągu do czeskiego schroniska i wziąć udział w konkursie geograficzno – przyrodniczym. Połączono przyjemne z pożytecznym i wszyscy byli zadowoleni. Zapraszam na inne wycieczki (Soszów, Rajd Jerzego Kukuczki i wycieczka do Czech w czerwcu).

[zobacz zdjęcia]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (30-04-2015, 05:56:12), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

25 kwietnia wybraliśmy się na kolejną wycieczkę.

Tradycji stało się zadość i jak zwykle nie wszyscy zjawili się na miejsce zbiórki. Tym razem byłam z tego faktu zadowolona, gdyż nie miałam odpowiednio dużego autobusu i nastawiałam się na przejazd części grupy samochodem osobowym. Od niedawna zaostrzono przepisy i w przypadku zabrania do pojazdu wycieczkowego o dwie osoby więcej niż jest miejsc siedzących, kierowca może stracić prawo jazdy.

Punktualnie o 8.15 wyruszyliśmy do Żywca przez Koniaków. Tutaj kilka osób odwiedziło „Chatę na Szańcach”, a następnie przypominając sobie nasz pobyt na Koczym Zamku dojechaliśmy  stojąc w korku, do Żywca. Młodsze dzieci (14) poszły na lekcję z etnografii poświęconą zabawkarstwu na żywiecczyźnie, natomiast starsze obejrzały  dziedziniec i park  przy zamku oraz ekspozycję w sali tortur.

Po dojeździe do Korbielowa wyszliśmy w góry, w stronę Pilska.  Planując wycieczkę uwzględniłam wyjazd wyciągiem , ale ponieważ czynne było tylko dwuosobowe krzesełko i 16 młodszych dzieci musiałoby jechać z „opiekunem”, więc posiadając 6 rodziców  i 4 starszych uczniów ( po 12 roku) nie  mogłam zapewnić odpowiedniej opieki i musiałam z tej formy turystyki zrezygnować. Po dyskusji sami rodzice byli za przemarszem dzieci na Halę Miziową. Podejście było ostre (600 m przewyższenia), ale po pokonaniu największej stromizny i odpoczynku pod narciarską wiatą połączonym z posiłkiem, pokonywane 5 km nie  było  dla większości problemem. Trudność sprawiał zalegający na trasie śnieg, ale nie była to lodowa skorupa, tylko zwarty śnieg. Dzieci mogły naocznie stwierdzić, że w okolicach 1- go maja na Pilsku można jeszcze dobrze pojeździć na nartach. Kilku fanów tego sportu z zainteresowaniem obserwowało zjazdy narciarzy ze szczytu Pilska na Halę Miziową obok schroniska. Trudy trasy dały się wszystkim  we znaki i dlatego zamówiłam ciepły posiłek, który  nie  był  wcześniej  planowany  (stąd wyższe koszty wycieczki – średnio o 8zł, ale dla większości o 3,5zł).  Po odpoczynku, posiłku, podbiciu  książeczek, zeszliśmy  żółtym  szlakiem  w  dół.  Dzieci  tak pędziły po śniegu, że trudno było za nimi nadążyć. W ogóle nie były zmęczone i nawet w autobusie nieco się wierciły. Z półgodzinnym opóźnieniem (czas zmarnowany na korki w ciągu dnia) przyjechaliśmy do Nierodzimia zadowoleni z kolejnej wyprawy.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (13-04-2015, 05:56:54), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Już wiosna (2 kwietnia) i tylko wysoko w górach można pobiegać na nartach. Dlatego w przerwie świątecznej została zorganizowana wyprawa na Pustevny (powyżej 1000m npm) do Czech.  Ze względu na warunki pogodowe pojechaliśmy busem. Wyjechaliśmy z 25 minutowym opóźnieniem.

Jakież było dla nas zaskoczenie, gdy na drodze między Łysą Horą a  Kniahinią w okolicach jeziora – zapory Szańce zalegał śnieg. Sama droga na Pustevny była biała i nie odśnieżona a na przełęczy było mroźno, pusto – właściwie wszystko było pozamykane i dużo śniegu. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Zaawansowaną, która miała przejść trasę 5E (9km) oraz słabszą, która miała przejść tylko 5D (5km). Szybko wyruszyliśmy na trasy i trzeba powiedzieć, że od strony północnej , wschodniej a nawet południowej – będącej na północnym stoku Pustewnego warunki były bardzo dobre i chociaż nie było założonych śladów szło się bardzo dobrze. Natomiast od strony zachodniej, gdzie stok był odkryty i widać było w dolinie zielone pola, trzeba było zdjąć narty i przejść po drodze ośnieżonej, ale pełnej kamieni. Każdy szedł w swoim tempie. Grupę prowadziła Wiktoria Kukuczka a zamykała Mariola  Kukuczka.

Dzieci po drodze zatrzymywały się, by się czegoś  napić albo przekąsić i dlatego byliśmy rozciągnięci. Druga grupa pod przewodnictwem Kingi Kukuczki rekreacyjnie chodziła sobie na nartach a następnie po zepsuciu się zapięcia w jednej z nart poszli sobie na piechotę na dalszy spacer. Około 13.00 byliśmy już w busie.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy potoku Knehyne  (dopływu Becvy, Vagu i Dunaja) i wyrzuciliśmy Marzannę, którą na wcześniejszej wycieczce „Ku źródłom Wisły” nie daliśmy rady utopić.  Zatrzymała się na brzegu, ale mam nadzieję, że jak potok przybierze, to wody zaniosą ją lub jej elementy do Morza Czarnego. Tak chcieliśmy pozbyć się zimy a tu szczerze mówiąc po powrocie do Ustronia spotkały nas deszcze a w Wiśle śniegu. Jak wyglądał widok z okna na następny dzień pokazuje ostatnie zdjęcie z wyprawy. Wracaliśmy busem nieco inną drogą i kierowca klucząc bocznymi drogami (nie chciał płacić winety) nieco pobłądził i bylibyśmy najwcześniej u Ustroniu o godz. 15.00.

Ponieważ byliśmy nieco spóźnieni, więc uwzględniłam prośby dzieci  i zatrzymaliśmy się w „strefie bezcłowej” w Lesznej  i niektórzy dokonali zakupów Cofoli i innych produktów. Jakież było zdziwienie padającym deszczem, gdyż na naszej wyprawie padał jedynie śnieg. Pakujemy narty, ale może we wtorek jeszcze pojedziemy na Salmopol. Dziękuję za udany narciarski sezon i proszę o zwrot sprzętu i dokonane opłat o których mowa w rozliczeniu.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (29-03-2015, 12:53:15), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Zima już odeszła,  a my idąc w międzynarodowym  narciarsko – pieszym „Rajdzie ku źródłom Wisły” (21 marca), który miał zakończenie w Koniakowie na Koczym Zamku w restauracji „Koronka”, nieśliśmy jej symbol, czyli „Marzannę” . Zrobiliśmy ją na zajęciach świetlicowych z zamiarem utopienia w Olzie w drodze powrotnej. Była atrakcją podczas naszej wędrówki nie tylko dla chcących nią nieść naszych dzieci, ale i dla ludzi, których mijaliśmy po drodze. Rajd,  a szczególnie gry  i konkursy na mecie były na tyle atrakcyjne, że nasz pobyt w Koniakowie i wizyta w Chacie na Szańcach, nieco się przedłużyły i już nie było czasu, by Marzannę utopić.  Być może Pani Mariola tak lubi zimę, że jeszcze chcę się wybrać z dziećmi na narty i dlatego zdecydowała, że Marzanny nie utopimy, ale kiedyś przy okazji jakiegoś ogniska spalimy.

Co do samego rajdu, to od przełęczy Szarcula  (1 km za Kubalonką) aż na Stecówkę i Karolówkę był stary zleżały, często zamarznięty śnieg i tylko fragmentami trzeba było iść po ubitej ziemi. Natomiast trasa od Stecówki  w dół na Zaolzie i do Koniakowa była po drodze asfaltowej. Dzieci przeszły ponad 10 km i zmęczone dotarły do Koczego Zamku, gdzie zostały poczęstowane bigosem , herbatą i drożdżówką. Ponieważ zapłaciłam  wpisowe tylko za 20 osób i dwóch opiekunów (za darmo) to posiłek dla dzieci był zapewniony, ale dorośli albo dojadali za swoje pociechy albo zakupili dodatkowe talony żywieniowe. Następnie dzieci wybiegły przed restaurację i zaczęły się konkursy.

Pierwszy to rzut ziemniakiem w tarczę z balonikiem, jego  przebicie oraz zabranie przywiązanej do niego niespodzianki (lizak, maskotka – bałwanek, kolorowy ziemniak). Każdy miał dwa rzuty. Emocji było co niemiara i potem do konkurencji przystąpili dorośli, ale wygrywali inne nagrody.

Drugi to wyścigi w workach. Wygrał Dawid Siwiera, Renata Szpin i Oliwier Gawlik.

Trzeci to konkurs piosenkarski. Brały w nim udział: Kornelia Wilczek, Julia Cieślar,  Nikola Smyk, Noemi Grabiec  i Martyna Kubień.

Kolejny to wyścig drużyn na narcie. Brali w nim udział wszyscy nasi rajdowicze - i dzieci i dorośli. Zabawy było co niemiara, wywrotek też. Można zobaczyć na zdjęciach.

W samym rajdzie uczestniczyło wiele grup z Czech, Słowacji a wygrało koło PTTK ze Skoczowa. Byli to w większości starsi ludzie.

My swoje rzeczy  (plecaki) po posiłku zanieśliśmy do autobusu. Schowaliśmy w nim po wcześniejszej prezentacji i Marzannę i zapomnieliśmy o niej. Po oficjalnym zakończeniu rajdu zabraliśmy się do autobusu i pojechaliśmy do Chaty na Szańcach w Koniakowie. Tam gawędziarz poopowiadał o dziale wodnym, ciekawostkach z Koniakowa i grał na instrumentach dętych. Można było zakupić koronki, popróbować grać na aeroforach prostych.  Wizyta w chacie nieco się przeciągnęła i nie było już czasu utopić Marzanny w Olzie, jak planowaliśmy i czym prędzej powróciliśmy z symbolem zimy do Nierodzimia.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (22-03-2015, 16:56:21), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Pogoda w Dzień Kobiet (8 marca) bardzo nam dopisała. Był piękny słoneczny dzień i w Nierodzimiu grupa młodzieży jadąca na jakieś zawody  sportowe i czekająca przed szkołą, patrzyła na nas z nartami biegowymi jak na wariatów.  Szczerze powiedziawszy, jak jechaliśmy przez Trzyniec w Czechach i jedynie na szczycie Małego Jaworowego widziałam śnieg, to sama się martwiłam o jakość tras biegowych. Bez problemów dojechaliśmy na parking przed schroniskiem Kozinec (650m. npm) i szykowaliśmy narty biegowe. Śnieg przy schronisku był, ale śladów na biegówki nie przyuważyliśmy. Podbiliśmy książeczki i dowiedzieli się, że trzeba przejść przez kopiec ( 5 minut) żeby dojść do tras Beskydskej Magistrali. Początkowy etap drogi był odpowiednio zaśnieżony, ale torów nie było, gdyż jakieś auta lub kłady po prostu zniszczyły trasę. Dość dziarsko zaczęliśmy podchodzić do schroniska na Ostrym. Szliśmy te 5,5 km ciągle lekko w górę. Zajęło nam to 2 godziny . Zmęczeni , spoceni po kilku postojach na picie i przebranie, doszliśmy do schroniska. Tu zjedliśmy zapasy domowe i po przebraniu się poszliśmy dalej w górę  na Kałużny, a nawet  starsi chłopcy i ja poszliśmy dalej. Pan Sebastian Grabowski podjechał do schroniska na Kamienity i podbił książeczki międzynarodowe.  Warunki od Ostrego na Kałużny były rewelacyjne. Tory z dwóch stron drogi, wspaniały śnieg i dość dużo biegaczy, którzy byli chętni do rozmowy z nami i przekazywali ciekawe informacje dotyczące tras w Czechach. Aż żal było wracać (gonił nas czas) do schroniska. Tam wszyscy posilili się zupkami lub frytkami i udali się w drogę powrotną. Tą trasę 5,5km (na Kozinec)  w dół liderzy pokonali w 40 minut. Były jednak trudniejsze odcinki i kilka osób, by nie upaść , zdjęło narty i szło piechotą. To spowodowało, że nieco spóźniliśmy się (pół godziny) i w Nierodzimiu byliśmy o 16.35. Wyprawa była naprawdę udana i być może jeszcze raz wybierzemy się na Slavic i Kamienity, gdzie nie dotarliśmy.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (11-03-2015, 12:33:51), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

„W marcu jak w garcu”, tak mówi przysłowie a my  doświadczyliśmy  tego   w  środę  4  marca,  kiedy  na  zmianę  padał  śnieg,  deszcz,  były  zamiecie i słoneczko. My w trakcie naszej jazdy na nartach mieliśmy piękne słońce i trasa narciarska była nieźle przygotowana .  Kto nie wierzy niech oglądnie zdjęcia (od stania w kolejce przed wyciągiem Solisko). Najpierw nasza  14 osobowa grupa jeździła  na Solisku, a następnie pojechaliśmy krzesełkami na samą Czantorię. Nawet najmłodszy Kamil dwa razy zjechał z samej góry. Było bardzo fajnie a naszym liderem była Marta Kępińska, najszybciej  zjeżdżająca  na  nartach  uczennica  SP6. Dziękuję rodzicom za pomoc i do zobaczenia.

[zobacz zdjęcia]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (11-03-2015, 12:27:13), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

3 marca - piękne słońce, niska temperatura , twardy śnieg, niezbyt dużo ludzi i …. ośmiu wspaniałych uczniów z SP6 oraz trzy muszkieterki dzielnie pokonujące śnieżne stoki Czantorii.

Po dwuletniej przerwie wróciliśmy do wypadów na narty na Czantorię w ciepłym  miesiącu  marcu.  Chociaż  narty  zjazdowe  wymagają  znacznych umiejętności, to ruch na świeżym powietrzu wynagradza wysiłek i daje dużo radości. Widać na zdjęciach jak wspaniale czujemy się na śniegu.

[zobacz zdjęcia]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (03-03-2015, 07:07:46), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

W powietrzu czuć wiosnę, ale my miłośnicy turystyki zimowej, jeszcze szukamy zimy i śniegu.

Ufff…  znaleźliśmy, ale w Czechach na stokach Girowej (28 lutego).

Nasza wyprawa nie odbyła się bez przykrych niespodzianek.  Po pierwsze zabrakło nam jednej pary nart. Butów wzięłam o dwie pary więcej (by dopasować do różnych stópek uczestników wyprawy),  ale wskutek ciągłych wypożyczań  miałam źle odnotowane zwroty  w zeszycie i pakując w piątek narty do auta sugerowałam się stanem nart w magazynie a nie dopasowywaniem do konkretnych osób  i tak brakło jednej pary. Wiem, że to uciążliwe, ale jednak  trzeba dawać dzieciom przynajmniej dzień przed wyprawą cały sprzęt narciarski.  „Suma sumarum” nawet to dobrze się złożyło, gdyż Agnieszka Stanna była pierwszy raz na biegówkach i całość trasy na nartach byłaby dla niej zbyt trudna, a tak zmieniała się ze swoją siostrą, gdy się zmęczyła. Co do warunków śniegowych, to jak na pogodową wiosnę to nie było źle (widać na zdjęciach) i tylko jeden odcinek 200-metrowy (Komorowski Groń) musieliśmy przejść z nartami w rękach.

Trasa wędrówki biegła od szlaku zielonego i przełęczy „ Na Dilku” szlakiem czerwonym na Girową i do schroniska „ Studeneczne”  i  na powrocie do aut. Część osób została w schronisku na Girowej , posiliła się, odpoczęła  i wróciła. Najlepiej spisała się trójka uczniów z klasy III a (Marta, Kornelia i Dawid), którzy nie tylko podbiegali pod górę, ale z pasją zjeżdżali z każdego wzniesienia. Sam Dawid tak był pochłonięty  biegiem na nartach, że w schronisku Studeneczne zapomniał plecaka z dokumentami. Zadzwoniłam do schroniska i poprosiłam o zabezpieczenie zguby. Powrót po plecak zająłby nam dodatkową godzinę i takież spóźnienie. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić, gdyż P. Bronisław Kukuczka musiał wrócić i jechać do pracy. Z pomocą przyszła nam pewna rodzina przewodnicka z Katowic. Ponieważ oni szli na biegówkach w stronę Studenecznego a następnie  wracali do Katowic przez Wisłę, więc umówiliśmy się w konkretnym miejscu  w Wiśle, gdzie mogłam odebrać zgubę. Zakupiłam czekoladki „Merci” , podziękowałam  i zyskałam plecaczek.

Szkoda, że kończy się zima, ale i tak ci co byli ze mną na dwóch wyprawach zostaną nagrodzeni odznakami, tylko muszą dostarczyć mi książeczki narciarskie.  Pozytywem jest też fakt, że w dzień mistrzostw w narciarstwie klasycznym, gdzie kobiety biegły 30 km w jedną godzinę i 24 min, my swoje 11km pokonaliśmy w  4 godziny i co więcej dzieci dowiedziały się, że biegaczki też biegną pod górę i zjeżdżają w dół. Jak tylko pogoda pozwoli, to za tydzień też pójdziemy na biegówki a 21.03.15 na Rajd „ Ku źródłom Wisły". MSK

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (03-03-2015, 06:31:21), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Piękny słoneczny dzień (21 lutego), ale na wysokości 940 m npm było nieco  zimno  i  wietrznie.  Śniegu  przeogromne  ilości,  lecz  ciepło  w  ciągu  dnia i przymrozek w nocy spowodowały, że po godz. 9.15 śnieg był nieco twardy i zmrożony. Nasza pięcioosobowa grupka  ruszyła w stronę Zielonego Kopca  idąc niezbyt szybko. Dzieci uczyły się iść stylem klasycznym lekko pod górę. Nie można było szybko pokonywać odległości, gdyż śnieg był zbyt śliski. Dawid był w swoim żywiole  i gdy tylko doszliśmy do umówionego miejsca on uradowany drogą idącą w dół  zaraz   zaczął  wykorzystywać swoje  umiejętności   zjazdowe. Musiałam go zawrócić.   Z przerwami doszliśmy pod Malinowską Jaskinię i po godzinnym wędrowaniu zdecydowaliśmy się na odpoczynek i posiłek.   Pomimo  słonecznego  dnia śnieg nie zmiękł   a nas czekała droga powrotna nieco w dół.  Ostrożnie zaczęliśmy zjeżdżać . Na trasie spotykaliśmy wielu dorosłych biegaczy i oni również ostrożnie się poruszali, co wcale nie chroniło ich przed upadkami.  Ja też zaliczyłam  gwałtowne hamowanie  i przysiadłam na własnym kciuku, co spowodowało jego stłuczenie. Wracaliśmy ponad godzinę. Nasza 11 kilometrowa wyprawa na nartach  trwała trzy godziny i była dobrą lekcją poruszania się na biegówkach w terenie górskim. Wróciliśmy do domu około 13.00, gdzie przywitała nas wiosenna pogoda.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (15-02-2015, 19:24:23), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Zaszłotygodniowe ciągłe problemy ze śniegiem spowodowały, że w piątek po lekcjach a w sobotę rano pojechaliśmy na narty biegowe na Kubalonkę. We wtorek będą mistrzostwa powiatowe i trzeba po prostu zrobić trening. W piątek (23 stycznia) po lekcjach na nartach było pięcioro dzieci. Na trasach biegowych Kubalonki był roztopiony śnieg i trzeba było uważać by nie najechać na grudę ziemi. Takie warunki nie były złe dla osób, które dopiero robiły swoje pierwsze kroki na takich trasach. Biegaliśmy,  a właściwie chodzili, przez godzinę i o 16.15 wsiedliśmy do samochodów i powrócili do Nierodzimia około godz. 16.45.

W sobotę 24 stycznia pięcioro uczniów z naszej szkoły i dwie gimnazjalistki adeptów sztuki biegania na nartach pojechało na Kubalonkę dwoma autami. W nocy był przymrozek i lekkie opady śniegu, dlatego obawiałam się zbyt śliskich tras. Jak się okazało, ratraki znakomicie przygotowały trasy  i warunki były wręcz wyśmienity, szczególnie po stronie północnej.  Z Nierodzimia wyruszyliśmy po 9.15. i już przed 10.00 byliśmy na nartach. Nawet mama Kacpra, pani Kluz ubrała buty narciarskie i próbowała przez godzinkę swoich sił na nartach biegowych. Poczyniła duże postępy. Biegaliśmy przez dwie godziny po różnych trasach na Kubalonce. Potem wypiliśmy gorącą czekoladę lub herbatę, przebraliśmy się i już przed 13.00 byliśmy w NIerodzimiu.  Byliśmy przygotowani do zawodów.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (17-11-2014, 05:54:31), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Już po raz piąty w okolicach święta niepodległości (tym razem 11 listopada) wybraliśmy się na wycieczkę na pogranicze czeskie i tym razem do samych Czech. Pogoda nam dopisała, ale czekało nas kilka niespodzianek. Po  pierwsze  zamknięta  była  w  Cieszynie  Wieża  Piastowska.  Większość  była  już  na  wieży, a młodsi na pewno będą mieli okazję jeszcze wdrapywać się na nią. Oglądaliśmy panoramę Cieszyna ze wzgórza zamkowego. Potem przeszliśmy do Czeskiego Cieszyna do muzeum i na rynek. Szczerze powiedziawszy muzeum nie było ciekawe i następnym razem tak zaplanuję wycieczkę, by pojechać do Chocieborza. Wróciliśmy do autobusu, który stał pod wzgórzem i pojechaliśmy do Jabłonkowa (grupa była  zbyt duża i zrezygnowałam z przejazdu pociągiem). Tam poznaliśmy krótką historię togo starego miasta, jego rynek, dom w którym przebywała księżna cieszyńska Katarzyna Sydonia, dom w  którym  odpoczywał  i  leczył  się  Józef  Piłsudzki  oraz zapaliliśmy znicze na grobie zbiorowym Legionistów Polskich.

Kolejny punkt programu, to piesza wycieczka z Mostów przy Jabłonkowie od Ski Arealu na Studeneczne i Girową . Zaplanowaliśmy 8km lub 11 km marszu. W pierwszym ze schronisk zakupiliśmy znaczki, podbiliśmy książeczki i wiele osób kupiło frytki. Nic konkretnego  do jedzenia nie było, a  obsługa  chociaż była wczesna godzina (13.30) dawała do zrozumienia, że chcą schronisko zamknąć. Dzieciom się podobało, bo był tam ciekawy plac zabaw. Pomimo telefonicznego zgłoszenia w następnym schronisku przybycia dużej grupy, zastaliśmy je zamknięte na cztery spusty (nie tylko my siedzieliśmy na ławkach przy schronisku). Zjedliśmy swoje kanapki, piliśmy swoje picie i zdecydowaliśmy, że wszyscy zejdziemy do Bukowca - krótsza trasa, gdzie przy wyciągu jest dobra jadłodajnia na Kempie (kilkakrotnie tam posilaliśmy się wracając z wycieczek). Nawet ona była zamknięta z powodu remontów i przygotowań do sezonu zimowego. W restauracji  hotelowej obok wyciągu z chęcią poczęstowaliby nas posiłkiem i to dosyć tanim, ale musielibyśmy zbyt długo czekać. Zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy do Polski. Tutaj w Wiśle spotkała nas niemiła niespodzianka, czyli korek.

Wycieczka nie była męcząca, ale powolny przejazd powrotny spowodował, że wróciliśmy do Nierodzimia o dość późnej porze. Zakończyliśmy tegoroczne wycieczki. Piesza górska wycieczka zostanie zorganizowana dopiero w marcu. Do zobaczenia na i ndywidualnych  wędrówkach,  do  których  zachęcam w jesiennej porze. Proszę podbijać  książeczki dzieciom!

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (06-11-2014, 05:39:36), zdjęcia: M. Jurasz, M. Szymańska-Kukuczka

Planowana już od roku wycieczka z okazji 5-lecia  Szkolnego Koła Turystycznego  PTTK „ KRETY” ,w nieco krótszym (jednodniowa) i tańszym wymiarze (bez  basenów termalnych  i Jaskiń Demanovskich), należy do bardziej udanych. Miała miejsce 25 października, a uczestniczyło w niej 21 dzieci i  10 dorosłych. Ponieważ  12 osób to uczniowie klas od I – III, dlatego trasa była naprawdę łatwa. Z samego ranka pojechaliśmy  do Novej Bystricy  do Vychylovki, gdzie jechaliśmy parową kolejką wąskotorową ruchem wahadłowym  przez skansen wsi Kisudzkiej. Potem przespacerowaliśmy się w stronę skansenu a następnie udaliśmy się autobusem do Varinu koło Streczna. Tutaj nasz autobus został zablokowany (niski wiadukt kolejowy i mała stłuczka) i musieliśmy przejść przez rzekę Vag przez most i wdrapaliśmy się na zamek w Strecznie.  Tutaj  z  Słowackim  przewodnikiem  zwiedzaliśmy  zamek,  a  ci  co  byli  tutaj  zeszłego  roku  bawili  się w prasłowiańskiej wiosce. Widoki z zamku były rewelacyjne, pogoda też była znakomita. Słonecznie i ciepło.

Kolejny punkt wycieczki to przejazd do Terchowej na Diery. Tutaj w południowych godzinach zjedliśmy zupkę lub frytki i wyruszyliśmy na Dolne Diery. Grupa ambitnych wybrała się też na Górne Diery. Trasa była bardzo zabłocona i nie było sensu, by wszyscy wychodzili  w  górę.  Idąc  doliną  Białego  Potoku musieliśmy wspinać się po drabinkach lub przechodzić przez różne mostki. Przejścia wąwozami były bardzo malownicze. Robiliśmy wiele zdjęć i filmów, ale niestety nie zostaną one wykorzystane w konkursie, który z racji małej ilości uczestników został odwołany. Niektóre zdjęcia wywołam i umieszczę  na  naszej  gazetce. Przeszliśmy do Stefanovej , zakupiliśmy znaczki, zjedli zapasy i z okien autobusu  oglądaliśmy prace  remontowe , popowodziowe w dolinie Vratnej. Wszyscy pojechaliśmy do Terchovej, gdzie wdrapaliśmy się na pięknie oświetlony przez słońce pomnik Janosika i zadowoleni z wycieczki pojechaliśmy do domu. Zwiedzanie okolic związanych ze słowackim zbójnikiem Janosikiem, zachęciło uczestników wycieczki do wyprawy  w okolice historycznej działalności naszego zbójnika Ondraszka , czyli do Mostów, Jabłonkowa i na Girową w Czechach.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

dodała: M. Szymańska-Kukuczka (05-10-2014, 17:31:24), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka

Hura! Nasza szkoła zdobyła puchar Starosty Powiatu Cieszyńskiego za I miejsce w gronie szkół podstawowych na  Rajdzie  „Pożegnanie  Lata”  (27 września) organizowanym przez PTTK "Beskid Śląski" w Cieszynie.

Jaszcze w czwartek zapisanych na  wycieczkę – rajd było 42 dzieci i około 15 dorosłych. Znając problemy związane z uczestniczeniem w wycieczkach (zdarzenia losowe, choroby), warunki pogodowe, zamówiłam 50 osobowy autokar i zapłaciłam za 35 osób (wpisowe) i 30 odznak rajdowych.  Pogoda nam nie dopisała i frekwencja również. W rajdzie uczestniczyło 29 dzieci i 10 dorosłych. Dało to nam I miejsce. Dzieci, które  szły  na  wycieczkę  po  raz  pierwszy,  miały dosłownie „chrzest bojowy” . Sam deszcz ,a właściwie mżawka  nie był aż tak uciążliwy (dzieci były wyposażone w dobre kurtki i peleryny), ale wszędobylskie błoto, śliska droga, kałuże były bardzo męczące. To spowodowało, że nawet grupa ambitna musiała wolniej iść a potem na Stożku nie było sensu przechodzić  na  Filipkę. Młodsze dzieci musiałyby dłużej czekać i niestety w tych mokrych warunkach marznąć. Mokra trawa nie pozwałaby na żaden miły odpoczynek i zabawy. Co do trasy, to decyzja kierownika wycieczki i Pana przewodnika Jakuba Stanny, by iść z Kubalonki na Stożek, tak jak planowano wcześniej była  jak  najbardziej  słuszna z dwóch powodów. Po pierwsze zjechanie do Łabajowa  i wjazd wyciągiem (za 5zł) nie mieściłby się w  kosztach  wycieczki  (mniejsza  ilość  dzieci  spowodowała, że koszty autobusu z planowanych 11zł na osobę wzrosły do 15,5zł), a po drugie bylibyśmy wcześniej w schronisku i niestety musielibyśmy dłużej czekać  w  deszczu i zimnie na zakończenie rajdu i odbiór pucharu. Spokojny marsz nie pozwolił dzieciom zmarznąć i nauczyć się, że góry mają kapryśną pogodę a prawdziwi turyści nie marudzą, tylko czy to w słońce czy w deszcz idą do celu. Dlatego też wszystkie dzieci dostały plakietkę  rajdową ,a do książeczek PTTK punkty lub kilometry, które po kilku wycieczkach dadzą prawdziwą odznakę turystyczną. Drogę powrotną nieco skróciliśmy. Autobus podjechał do Jurzykowa  i dzieci nie szły do Wisły – Dzechcinki, co spowodowało, że byliśmy prawie o godzinę szybciej w Nierodzimiu. Muszę przyznać, że dzieci z klas pierwszych spisały się znakomicie i rosną na prawdziwych turystów.

Mam nadzieję, że na kolejnej dwudniowej wycieczce  na  Słowację  w  dniach   25/26.10  2014  pogoda  nam  dopisze  i  dzieci  z  przyjemnością  będą wędrować pa Małej Fatrze. Dokładny plan i koszty wycieczki za kilka dni na stronie szkoły.

[zobacz zdjęcia]

[rozliczenie]

[wróć]