SZKOLNE KOŁO PTTK |
Rok szkolny 2013/2014 dodała: M. Szymańska-Kukuczka (29-06-2014, 17:33:21), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka Wycieczkę na pożegnanie roku szkolnego 2013/14 na Stożek (20-21 czerwca) można zaliczyć do udanych. Po raz trzeci planowaliśmy wyprawę na tą górę i pogoda nie była dla nas łaskawa, ale też drobny deszczyk przez pół godziny nam nie przeszkodził. Najpierw poszliśmy do Muzeum Beskidzkiego i nawet jeżeli ktoś był już w nim, to mógł przypomnieć sobie wiele informacji, które będzie mógł wykorzystać na konkursie regionalnym. W centrum Wisły były pokazy aut „subaru” i lepiej było pójść do muzeum. Było nas za mało opiekunów na 25 osobową grupę dzieci. Potem poszliśmy do Pałacyku Habsburgów (PTTK), zwiedziliśmy wystawę głuszca, chwilę odpoczęli i ruszyliśmy nowym szlakiem zielonym na Skolnite i Soszów. Początek i koniec tej trasy dobrze znam a w części środkowej chodzę lokalnymi ścieżkami i trasę pokonuję w 2 godziny (chodzę tam na borówki), ale chciałam przejść w całości tą trasę i zajęło nam to 3 i pół godziny. Już więcej tą trasą nie pójdę. Zmęczeni chodzeniem góra- dół, ubieraniem i zdejmowaniem peleryn, dotarliśmy na Soszów i już było wiadomym, że braknie nam czasu, by w terminie dotrzeć do Łabajowa do autobusu. To spowodowało, że spokojnie odpoczęliśmy przy starym schronisku, posilili się, pobawili i poszli w stronę Stożka. Tu rozdzieliliśmy się na dwie grupy: 19 osób z panem Rajmundem szybko zeszło do autobusu (nie uczestniczyło w wycieczce dwóch rodziców) a 6 pozostałych z dwójką opiekunów poszła rozlokować się w schronisku. Aż 7osób zrezygnowało z dwudniowej wycieczki, co nieco komplikowało sprawy organizacyjne. Do schroniska osobno doszedł Patryk Puchała z tatą. Przy takiej małej ilości osób i ponad godzinnym opóźnieniu, nie było sensu iść wieczorem na szczyt Filipki w Czechach. Zrobiliśmy ognisko i chłopcy bawili się w podchody oraz chowanego. Nie było problemu z zaśnięciem. Z reguły realizuję plan wycieczki, ale ma ona być przyjemnością i dla dobra dzieci zmieniam trasy i przejścia. Na drugi dzień po obfitym śniadaniu za 20zł (zrobiliśmy kanapki) wybraliśmy się na Filipkę a następnie w stronę Bukowca. Brakowało nam dwóch godzin i dlatego z Bukowca nie poszliśmy na Girową i Studeneczne, gdyż realizacja planu wycieczki przeciągnęłaby się do godz.18.30 a powrót byłby około godziny 19.30 (bez planowanej wizyty w Czeskim Cieszynie). Ponieważ w tej wycieczce uczestniczyło tylko 7 dzieci, więc będę musiała w następnym roku dla większej grupy zrobić wyprawę na Girową. W Bukovcu na „Kempie” zjedliśmy pyszny obiadek, chłopcy korzystali z placu zabaw i szybko podjechały auta rodziców i o godz. 16.15 byliśmy już w Nierodzimiu. Pożegnaliśmy rok szkolny bardzo udanie i spokojnie. Do zobaczenia jesienią. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (08-05-2014, 05:55:42), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka W tym roku pogada w czasie „Akcji sprzątania Rezerwatu Czantoria” (6 maja) bardzo nam dopisała. Dlatego wszystkie szkoły brały w niej udział, a nawet z SP2 było 28dzieci (uczniowie klasy V i VI). Dzieci było ponad 80, ale akcja sprzątania, konkurs wiedzy przyrodniczej i korzystanie z atrakcji przebiegało bardzo sprawnie. Nawet byliśmy w czeskim schronisku i na wieży widokowej, a każdy mógł dwukrotnie zjechać torem saneczkowym. W konkursie wiedzy przyrodniczej i ekologicznej brało udział 6 osób. Nasza szkołę reprezentowała Nikola Kluz, która zajęła 4 miejsce. To dobry wynik, gdyż Nikola nie przygotowywała się i była w zastępstwie innej osoby. Zyskała cenne nagrody i książeczkę „Przyrodnik – turysta” zachęcającą do zdobywania odznak turystycznych poprzez odwiedzanie rezerwatów, parków narodowych i uczestniczeniu w akcjach ochrony przyrody. Całemu konkursowi przyglądała się Karolina Stanna oraz Szymon Heczko i mam nadzieję, że w przyszłym roku będą reprezentować szkołę. Wszyscy zadowoleni wrócili autobusami kursowymi do szkoły. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (10-05-2014, 10:09:21), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka Rano o 7.15 w Święto Pracy (1 maja) grupa 22 młodych turystów zebrała się przed szkołą w Nierodzimiu, by uczcić to święto ciekawa wyprawą na Słowację. Jechaliśmy 20 osobowym busem „Gazeli” i trzeba się było ratować autem Pani Kluz (6 – osobowy), gdyż tyle było chętnych na wycieczkę. To spowodowało, że mamy w rozliczeniu różne wpłaty i koszty przejazdu. Tradycyjnie przed wyjazdem omówiono trasę wycieczki i regulamin. Jechaliśmy przez Leszną i Trzyniec a następnie kierowaliśmy się na Mosty u Jabłonkowa. Tutaj przy Szańcach zatrzymaliśmy się, rozprostowali kości, posłuchali informacji o fortyfikacjach, ale ze względu na rosę nie wchodziliśmy na nie. Następny postój to Megonky na Słowacji – południowa strona Pasma Połomów. Jest to pomnik przyrody obejmujące niezwykły twór geologiczny - okrągłe skały. Dzieci oczywiście musiały je dotknąć. Przejechaliśmy starą drogą do Czadcy a następnie skierowaliśmy się do Żivcakovej -Turzavki. Po drodze widzieliśmy miejsca wycieku ropy naftowej. Nas bus spokojnie wjechał wąziutką drogą na parking pod sanktuarium maryjne (780 m n.p.m.), gdzie był nasz kolejny postój. Tu poznaliśmy historię tego miejsca, podziwialiśmy wielki, nowo budowany kościół a następnie ścieżką pątniczą, gdzie miały miejsca objawienia Marii i gdzie jest uzdrawiająca woda, przeszliśmy do małej Kapliczki. Po krótkim odpoczynku, przybiciu znaczków wróciliśmy do busu i ciekawymi wąskimi drogami udaliśmy się w stronę Żyliny i Sulovskich Verchóv. Kiedy wjechaliśmy w dolinę zobaczyliśmy piękne wysokie i ostre skały. Było dużo ludzi i nasz bus nie miał gdzie zaparkować. Szukaliśmy restauracji w Sulowie (Na Kopiecku), ale w niej nie było dla wszystkich znaczków do książeczek turystycznych a jako grupa nie mogliśmy tam zamówić jedzenia. Po przybiciu pieczątek dalej szukaliśmy parkingu i innego miejsca z ciepłym posiłkiem. W miejscu rozpoczęcia ciekawej trasy na Sulovsky Hrad wysiedliśmy a kierowca pojechał pod turycką chatę gdzie zamówił dla nas jedzenie po skończonej wyprawie. Wyruszyliśmy ostro w góry. Cała wyprawa trwała 2 godz. i 15min , ale była tak intensywna i ciekawa, że wręcz zapierało dech. Pod kątem 60-70 stopni wspinaliśmy się po ścieżce między skałkami w ścisłym ustawieniu. Między małymi dziećmi szli dorośli i starsza młodzież a na dodatek każde z młodszych „dostało” opiekuna, który miał pilnować bezpieczeństwa i tego by młodzi nie biegli za szybko pod górę, tylko zatrzymywali się i podziwiali widoki a było co podziwiać (proszę oglądnąć zdjęcia). Bezpiecznie dotarliśmy na ruiny Sulovskego Hradu, czyli najbardziej niedostępnego zamku na Słowacji i po dawnych schodach, a następnie ścieżką dla rycerstwa udaliśmy się w stronę parkingu. W drodze powrotnej ciężko było zatrzymywać dzieci i dwie osoby „złapały zająca”, ale plasterek z apteczki załatwił sprawę. Po zjedzeniu skromnego posiłku (frytki i smażony syr) oraz wyjedzeniu zapasów z domu wsiedliśmy do busu oraz samochodu i wróciliśmy (90 km - 2 godz. jazdy) do domu. Taki bus turystyczny jednak wolno jedzie i dlatego z lekkim opóźnieniem byliśmy w Nierodzimiu. Wycieczka należała do jednych z ciekawszych i bardziej udanych. Do zobaczenia. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (17-04-2014, 15:17:36), zdjęcia: M. Szymańska-Kukuczka Patrząc na pogodę w ostatnim czasie ma się wrażenie, że błogosławiony Jan Paweł II zadbał o to, by w czasie wycieczki (12 kwietnia) aura nam sprzyjała. Miejsca, które zwiedzaliśmy były naprawdę interesujące. Po raz pierwszy w życiu ( a prowadziłam wiele wycieczek) dzieci ,w trakcie wizyty w muzeum – Domu Rodzinnym Jana Pawła II- trzeba było nieomal siłą zmuszać do przejścia do następnej sali. Nowoczesne muzeum z dużą ilością multimedialnych atrakcji jest pomnikiem dla przyszłego świętego na miarę XXI w. Dorosły może rezerwować czas pobytu nawet na 3 godziny i jeszcze będzie miał co oglądać. Ja przewidziałam czas pobytu na 1 godz. ( informowano mnie o czasie zwiedzania na 60 -70min) a byliśmy 100minut. Samo Wadowice jest ciekawym miastem, ale oglądnęliśmy jedynie rynek i Bazylikę, gdyż wydłużony czas wolny spędziliśmy na konsumpcji kremówek i szukaniu małych butów turystycznych ( 4 sklepy) dla jednej z dziewczynek. Te zdarzenia spowodowały, że w góry wyruszyliśmy z godzinnym opóźnieniem. Szliśmy trasą – szlakiem niebieskim ( fragmentem 4,5 godz. trasy z Wadowic na Jaworzynę), którą Karol Wojtyła jako młody chłopiec przemierzał w turystycznych wędrówkach . Planowałam ponad dwugodzinny przemarsz, ale dzieci trasę pokonały w 1 godz. i 45 minut. Wizyta na Groniu Jana Pawła II (dawna Jaworzyna) i w schronisku Leskowiec nieco nam się przedłużyła, ze względu na długi czas czekania na posiłki. Dzieci nie chciały bigosów, czy zup a przygotowanie kotletów, naleśników, czy frytek, chociaż wszystko było zamówione na konkretną godzinę, zajęło więcej czasu o prawie godzinę. Dostaliśmy rabat (52zł) a dzieci były podziwiane przez gości Schroniska ,za swoje turystyczne zaangażowanie. W drodze powrotnej ,która prawie ciągle schodziła w dół były takie dzieci, które szły bez zatrzymania. Szczerze powiedziawszy szliśmy trochę za szybko, bo trasę przewidzianą na 2,5 h przeszliśmy w 2 godz., co może być przyczyną zmęczenia naszych młodszych uczestników, ale wręcz nie szło ich zatrzymać. Przypominam, że na zmęczone mięśnie najlepsza jest ciepła kąpiel, prysznic, jakaś sauna. W autobusie wszyscy odpoczywali i przyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem. Czasy przejazdów ustalam według wykazu w googlach, ale autobusy Transkomu jadą o około 15 minut na godzinę dłużej niż samochody osobowe. Przepraszam za spóźnienie, będę na przyszłość wydłużać czas przejazdu . Do zobaczenia na kolejnej wycieczce 1 maja na Słowacji. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (29-03-2014, 06:51:21), zdjęcia: - 22 marca odbył się Rajd "Ku Źródłom Wisły". Pogoda była wspaniała, właściwie letnia, a nastroje wycieczkowiczów były wyborne. Trasa z Kubalonki, a właściwie z przełęczy Szarcula na Przysłop czerwonym szlakiem okazała się bardzo łatwa. Całą grupę prowadzili chłopcy z klasy I i trzeba było ich wstrzymywać na postojach. Pierwszy dłuższy odpoczynek miał miejsce na Stecówce, gdzie podbiliśmy książeczki, posilili się i oglądali pozostałości po spalonym kościółku. Drugi odpoczynek był tradycyjnie przy rozwidleniu na Karolówkę (szlak Czarny). Zgodnie z planem doszliśmy na Przysłop o godz. 11.00. gdzie czekał na nas posiłek. Bigos podawany był w wazach, na tackach był chleb i drożdżówki a w dzbankach była herbata i dlatego każdy mógł zjeść ile chciał. W trakcie odpoczynku odebraliśmy puchar za zdobycie trzeciego miejsca (liczyła się ilość osób i chociaż było nas dużo [45- na drugie miejsce}, to zgłoszonych zostało 35 osób i na tyle dostaliśmy dyplomów, znaczków oraz posiłku). Zgłaszać trzeba najpóźniej na trzy dni przed rajdem i dlatego może jechać więcej niż zgłoszonych, ale nie uwzględnia się ich w ogólnym rachunku. Około godziny 12.15 rozpoczęły się konkursy śpiewacze, wyścigów w workach i w przeciąganiu liny. Ponieważ nasze dzieci chciały brać w nich udział (wygrywali koszulki, torby, okulary narciarskie, kijki narciarskie i do chodzenia oraz czekolady), więc wymarsz na Baranią Górę nieco się opóźnił. Na szczyt (1220mnpm ) wybrali się ci co mieli lat 12 i dzieci młodsze z własnymi rodzicami, lub pod opieką cioci. Grupa młodsza miała nieco więcej odpoczynku przy schronisku i potem spacerkiem udała się do Czarnego (szlak czerwony i czarny) mając liczne przerwy przy stanowiskach ścieżki edukacyjnej. Udało im się nawet znaleźć płat śniegu nad Wisełką. Więcej śniegu miała druga grupa, bo na szlaku zalegał twardy lód i kilka osób poślizgnęło się i „skosztowało” twardości takiego wiosennego śniegu. Zmuszeni byli iść wolniej i ostrożniej, tym bardziej, że wejście na szczyt i wieżę widokową nieco ich zmęczyło. Odpoczywali na górze ponad pół godziny. Widoków pięknych nie mieli, gdyż z Rezerwatu Barania Góra niewiele pozostało. Działalność kornika i zła gospodarka leśna spowodowała, że drzewa umierają stojąc i jest to smutny obraz. Może służyć ku przestrodze wszystkim rodzicom, gdyż nadmierna opiekuńczość we wczesnym okresie a następnie pozostawienie samemu sobie każdego żywego organizmu powoduje, że nie potrafi samodzielnie zwalczać szkodników i pokonywać trudności. Trud schodzenia zastał nagrodzony widokiem pięknych Kaskad Rodła oraz doliny Białej Wisełki. Trasa była bardzo długa i młodsze dzieci musiały częściej odpoczywać, co spowodowało półgodzinne opóźnienie i wróciliśmy do Nierodzimia o 18.00. Wycieczka bardzo się podobała i mam nadzieję, że w 12 kwietnia spotkamy się na szlaku papieskim i wejdziemy na Groń Jana Pawła II. Do zobaczenia. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (16-11-2013, 06:43:21), zdjęcia: Mariola Szymańska-Kukuczka Listopadowa szaruga już nie pozwala korzystać z uroków gór, dlatego wycieczka na Gruń, V. Połom i Łysą Hore w Czechach (10-11 listopada) była naszą ostatnią pieszą wyprawą. Właściwie to mamy już naszą szkolną tradycję, że listopadowe święto niepodległości świętujemy od 2010 roku już po raz czwarty wyprawą do naszych sąsiadów Czechów (Pierwsza była na Trójstyk do Jaworzynki, gdzie przez mostek przechodziliśmy do Czech i na Słowację). Naszą trasę wyznaczały punkty do zaliczenia w zielonej książeczce Beskidy i po tej wyprawie wiele osób zyska kolejne odznaki. W pierwszy dzień mieliśmy wspaniałą pogodę i częściowo znaną trasą w Górnej Łomnej wyruszyliśmy na Velky Połom (od Jaworzynki poprzez Pasmo Połomów, na Biały Krzyż a następnie doliną rzeki Ostrawicy biegła granica Księstwa Cieszyńskiego i dlatego też nasza trasa wycieczki tamtędy przebiegała). Musieliśmy się podzielić na dwie grupy. Jedna młodsza poszła w stronę Skalki (Mostów u Jabłonkowa). Po drodze zatrzymaliśmy się w dwóch schroniskach (znaczki) i ci co chcieli zjedli zupkę (w kosztach wycieczki) lub swoje kanapki .Potem po trasie narciarskiej (skrótem) zeszliśmy do Dolnej Łomnej. Tam czekał na nas autobus i zawiózł do Starych Hamer do Hotelu Charbulak (820m.npm). Druga starsza grupa poszła na Mały Połom, Biały Krzyż i przeszła do schroniska – Hotel Charbulak, gdzie czekali aż my dojedziemy. Ta trasa planowana była jako dłuższa, ale obawiając się wędrowania o zmroku po godz. 16.00 została skrócona i ponad 30 minut musieli czekać aż pozostali dojadą ,by móc się rozlokować w pokojach oraz zjeść kolację. Na wieczerzę do wyboru był smażony syr z frytkami, knedle z gulaszem i pieczeń oraz zupki i słodkie chwile. Starsi byli w dobrej kondycji i po posiłku zabawili się w podchody. Byliśmy sami w hotelu, ale od 22.00 obowiązywała cisza nocna i nie można było hałasować na korytarzu. Już przed 7.00 była pobudka, a o godz. 7.30 zjedliśmy (do wyboru) jajecznicę, kanapki z pasztetem, miodem, serem lub dżemem. Zabraliśmy herbatę do termosów. Rano było pochmurnie i przed wymarszem przygotowaliśmy peleryny. We mgle i przy lekkim prószeniu śniegu wyruszyliśmy najpierw w dół a potem najłagodniejszym wejściem na Łysą Horę. Na wysokości 900 m już napotkaliśmy śnieg i aż na sam szczyt szliśmy po nim lub po oblodzonym asfalcie. Po dotarciu do celu okazało się, że na Łysej Górze jest jeden wielki plac budowy. Różne firmy budują duże schronisko i całe zaplecze turystyczne. Skorzystaliśmy na tym, gdyż w „restauracji” było dość tanie jedzenie (z przeznaczeniem nie tylko dla turystów) i wszyscy zjedli gulasz, kluski, kiełbasę albo zupę. Musieliśmy zjeść coś ciepłego, gdyż silny wiatr potęgował uczucie chłodu. Samo wejście i zejście nie było takie straszne, gdyż w lesie wiatr nam nie dokuczał. W drodze powrotnej spotkaliśmy zmęczone owczarki haskie, które wiozły zaprzęgi w ramach treningu. Zmęczeni około 15.30 znaleźliśmy się nad pięknie oświetloną zaporą i zaraz potem po przebraniu wyjechaliśmy autobusem do Nierodzimia. W domu byliśmy już po 17.10. Wycieczką jesienną mieliśmy okazję zainaugurować sezon zimowy. Wszyscy wrócili zadowoleni z wyprawy. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (29-10-2013, 06:18:35), zdjęcia: uczestnicy W miesiącu październiku jest rocznica naszego koła turystycznego, dlatego planują wycieczki, które są bardzo atrakcyjne. Ta ostatnia do Streczna i na Janosikowe Diery (19-20 października) była bardzo urozmaicona i ciekawa. Pojechaliśmy autokarem, co podrożyło koszty wycieczki, ale rodzicom pozwoliło po intensywnej wycieczce wypocząć a ja mogłam dowolnie planować trasy przejścia, gdyż w umówionym miejscu czekał na nas wygodny autobus. Bez problemów dojechaliśmy pod zamek Streczno niedaleko Żyliny. Tam podzieliliśmy się na dwie grupy: zwiedzającą i ambitną, która chciała przejść dłuższą trasą turystyczną. Nasi ambitni chodziarze w składzie Piotr Sikora, Joanna Sikora, Joanna Kukuczka i Kamil Kojma ( miał iść też jego tata, ale brakło miejsca w autobusie) szybko ruszyli na szlak, gdyż chcieli wejść na szczyt Suchego, na Wielki Krywań i dojść do schroniska we Wratnej. Ich trasa przejścia była długa. Przemarsz utudniał zalegający śnieg i silny wiatr. Pozostała grupa 12 dzieci i 5 dorosłych wdrapała się ostrymi schodami najpierw na „starosłowiański plac zabaw” a następnie do zamku w Strecznie. Zamek był otwarty od 9.00, myśmy przyszli około 9.30 i musieliśmy czekać na przewodnika aż do 10.20. (o godzinie wejść z przewodnikiem nie było w Internecie wzmianki) wolne czas poświęciliśmy na uzupełnianie książeczek – znaczki, poznanie treści historycznych o zamku w języku polskim i zwiedzeniu podzamcza. Warto było jednak czekać na przewodnika słowackiego. Dzieci miały okazję posłuchać historii zamku po słowacku, wejść do różnych komnat i ekspozycji archeologicznych ( kieł mamuta, piec do wytopu żelaza) wejść na wspaniałą wieżę widokową i zwiedzić kaplicę zamkową z kryptą błogosławionej Zofii Bośniakowej. Była też dla nas miła niespodzianka. W kaplicy, gdzie była świetna akustyka została wykonana przez muzyka fantazja Chopina. Uczestniczyliśmy w koncercie muzyki poważnej. W trakcie zejścia z zamku nasza ambitna grupa dała nam znać, że są już w schronisku pod Suchym. Naszą grupę czekała kolejna atrakcja. Przejechaliśmy rzekę Wag promem z jednego brzegu na drugi. Na promie było wejście na mini wieżę zamkową, na którą nasi młodzi turyści ambitnie wchodzili. Od miejscowości Nezbudska Lucka zaczęła się już turystyka górska. Doszliśmy do kolejnego zamku a właściwie jego ruin a następnie ostro podchodziliśmy do schroniska Pod Suchym. Tutaj odpoczywaliśmy ponad godzinę i wiele osób zamówiło sobie solidny obiad a nasi młodsi koledzy kombinowali jak by tu wydać swoje euro na pamiątki. O godz. 16.00 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Nie wspinaliśmy się na Suchy, tylko trawersem żółtego szlaku zeszliśmy do sedla Breslov ( 970 m) a następnie zielonym szlakiem ( były przeszkody z przewróconych drzew) doszliśmy do Varina, gdzie czekał na nas autobus. Przed 19.00 byliśmy w schronisku, gdzie czekała na nas obiadokolacja ( rosół, smażony syr z frytkami i sałatką lub kotlet – do wyboru), ciepłe pokoiki i stół do tenisa, piłkarzyki a nawet bilard. Przed 22.00 wszyscy byli w łóżkach i albo grali w gry albo spali. W niedzielę o godz. 6.45 była pobudka, pakowanie i sprzątanie, a o godz. 7.30 śniadanie. Był szwedzki stół i każdy zjadł co chciał. Starsi zrobili sobie kanapki na drogę a młodsi szybko zjedli i poszli do pokojów. Spotkała ich później kara, gdyż potem brakło chleba i kanapek. Chyba się nauczyli, że trzeba samemu zadbać o swoje jedzenie. Po 8.10 już wchodziliśmy do autobusu i jechali do Terchowej. Jedni do kościoła na mszę w j. słowackim, po której oglądnęli ruchomą szopkę bożonarodzeniową a inni poszli pod pomnik Janosika, który właśnie urodził się w Terchovej i do jego izby pamięci. Około 10.30 ruszyliśmy na szlak Janosikowymi Dierami Dolnymi i Górnymi. Diery to jamy przez, które płynie Biely Potok i to spowodowało, że po mokrym i błotnistym terenie trzeba było ostrożnie iść. Szliśmy w szyku asekurując dzieci : dorosły – dwoje dzieci – dorosły a osoby które mogły mieć problemy były pod specjalna opieką. Przejście po mostkach, drabinach i z pomocą łańcuchów było niezwykłą atrakcją. Doszliśmy zgodnie z planem na Przełęcz Międzyrozsutec, gdzie mając widok na ośnieżone Tatry, piękne dwa Rozsutce odpoczywaliśmy i posilali się. Tutaj głodomory, które nie wzięły ze sobą kanapek częstowali się turystycznymi kanapkami robionymi przez pana Kukuczkę i uzupełniali napoje. Po odpoczynku podzieliliśmy się na dwie grupy: ambitną, która poszła na Wielki Rozsutec ( rodzina Sikorów, B .Kukuczka i Joanna Kukuczka, Kamil Kojma, Szymon i Piotrek) oraz tych których trochę buty obcierały, jeszcze byli za mali i nie mieli takiej kondycji z pozostałymi opiekunami zeszli do Stefanowej niebieskim i żółtym szlakiem. Ta druga trasa była łatwiejsza, ale bardziej błotnista i po przyjściu do autobusu dzieci musiały przebrać spodnie i buty a niektórzy nawet bluzy. Kto miał 2 euro to poszedł do restauracji na frytki, ale były osoby, co kupiły sobie pamiątki i nie mieli na jedzenie. Chociaż wiedziałam, że będę zwracała pieniądze, to tylko poczęstowałam czekoladą, jabłkami i nie pozwalając jeść w autobusie dojechaliśmy do Nierodzimia , gdzie w domu dzieci zjadły konkretne jedzenie. dodała: M. Szymańska-Kukuczka (14-10-2013, 05:45:31) 28 września - niezła pogoda, grupa 21 małych dzieci i dobre nastroje spowodowały, że wycieczka żegnająca lato była udana. Na trasie z Brennej na Przełęcz Karkoszczonka nawet lekko pokropiło, ale później już pogoda była dobra – nie za gorąco i nie za zimno. Na przełęczy mieliśmy okazję dopingować biegaczy górskich ( pokonujących 70 km) i nieco odpocząć. Później ostro szliśmy w stronę Klimczoka i Trzech Kopców. Trasa była trudna, ale piękne muchomory i widoki dodawały nam sił. Przejście na Błatnią było już tylko spacerkiem i młodsi chłopcy wcielali się w postacie rycerzy średniowiecznych. Chwilkę zatrzymaliśmy się w schronisku na Błatniej a następnie poszliśmy na Ranczo. Niestety Krzysiu Bułka, który miał brać udział w konkursie wiedzy spóźnił się o 5 minut i swoją wiedzę turystyczną będzie miał okazję sprawdzić na Rajdzie „Przywitanie Wiosny” w maju 2014r. Zejście w dół do Brennej to dla naszych turystów było fraszką chyba, że ktoś szedł w zbyt ciasnych butach. Po drodze podziwialiśmy grupę na koniach i co niektórzy marzyli o takim transporcie. Dzieci zyskały 22 punkty w książeczkach GOT lub zaliczyli 14 km. Dla wielu osób była to pierwsza wyprawa w góry i należy im się uznanie. Brawo dla Adasia, Bartka, Dawida, Igora, Julii, Piotrusia. |